Nie wiem ile już razy odpowiadałam w Fundacji na pytania dotyczące prania i sprzątania, czyli ogólnie rzecz ujmując zasad profilaktyki antyroztoczowej. Postanowiłam napisać parę słów w miesiącu w którym wszyscy już się mniej lub bardziej spotkaliście z problemami, zaczynające się w sezonie tak zwanym „kaloryferowym”. Przeważnie wtedy wraca problem alergicznego nieżytu nosa, spowodowanego właśnie uczuleniem na tzw. kurz domowy. Pomieszczenia są mniej wietrzone, a sezon grzewczy sprzyja zwiększeniu populacji roztoczy w naszych mieszkaniach.
Przypomnieć należy, ze alergenem jest ten tzw. kurz domowy, czyli przede wszystkim toksyny, znajdujące się w odchodach roztoczy, małych pajęczaków, które są po prostu wszędzie. I chociażbyśmy nie wiem jak dokładnie i na okrągło sprzątali, to zawsze wracają, tym bardziej, że rozmnażają się w sposób nieprawdopodobnie szybki. Unoszące się w powietrzu właśnie odchody roztoczy wdychamy i to sprawiają, że nieleczona alergia na te toksyny może doprowadzić do zachorowania na astmę. Dlatego właśnie profilaktyka antyroztoczowa jest jedną z kluczowych strategii prewencji astmy oskrzelowej, o której mówi GINA w swoich zaleceniach.
Wielokrotnie spotykam się jednak z niezrozumieniem tego problemu. Pacjenci kupują produkty antyroztoczowe, ale nie mając świadomości na czym ma polegać pełna profilaktyka antyroztoczowa, robią proste błędy, które niweczą skutki podjętych zabiegów prozdrowotnych. Profilaktyka antyroztoczowa dotyczy przede wszystkim zaopatrzenia się w pokrowce barierowe, które mają za zadanie uduszenie roztoczy wewnątrz pokrowców, co sprawia, że nie będziemy wdychać toksyn, które zawierają ich odchody. I teraz pytanie, które tak często przewija się w rozmowach, że aż postanowiłam poświęcić temu ten felieton. Czy wystarczy, że zakupię pokrowce antyroztoczowe dziecku, a sobie już nie, mimo, że czasem śpimy w jednym łóżku? To wszystko zależy od tego jaka opcję mamy w naszym łóżku. Jeżeli mamy pokrowiec antyroztoczowy na materac, a dziecko ma w tym samym łóżku pokrowce antyroztoczowe na swojej pościeli, to nie musicie mieć pokrowców na swojej pościeli, pod warunkiem, że co dwa tygodnie będziecie prać pościel (poduszki i kołdry, a nie poszewki) w temperaturze co najmniej 60 stopni. W przeciwnym razie dziecko, śpiące z wami, nadal jest narażone na roztocza, które będą mieszkać w Waszej pościeli. Efekt ochrony dziecka przed roztoczami nie zostanie zatem osiągnięty.
Osobną kwestią jest fakt, zakup pokrowców barierowych to wysokie koszty, nie każdy może sobie pozwolić na zakup pokrowców na pościel i na materac. Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego mówię wtedy, żeby prać pościel, ale na pokrowiec na materac uzbierać. Bo materaca nie wciśniemy do pralki. No nijak się nie zmieści. A co z temperaturą prania? Dlaczego nie wystarczy 40 stopni? W wyższych temperaturach wzrasta aktywność roztoczy, ale jednocześnie skraca się ich okres życia, np. w temperaturze 45°C mogą przeżyć 24 godziny, w temperaturze 50°C 4 godz., w temperaturze 60°C mniej niż godzinę, a w temperaturze 70–80°C tylko 5 minut. Tak wysoka temperatura prania wynika zatem z tego, że temperatura jest głównym czynnikiem decydującym o możliwości rozwoju populacji roztoczy. Jeżeli zatem pierzemy około godziny pościel w temperaturze 60 stopni to jest prawie pewne, że zabiliśmy wszystkie roztocza. Niższa temperatura tego nie gwarantuje i populacja roztoczy rozmnaża się dalej.
Bardzo często też słyszę pytanie, a czy te pokrowce faktycznie działają, czy ich stosowanie naprawdę pomaga i kończą się katary alergiczne, spowodowane uczuleniem na toksyny roztoczy? Mam własną rodzinną historię, która obrazuje dobrze działanie pokrowców barierowych. Jesteśmy w domu we czwórkę uczuleni na roztocze, dlatego każde łóżko jest wyposażone w pokrowiec na materac i pościel antyroztoczową. Efekt jest całkiem zadowalający, to znaczy, że nikt w domu z tego powodu alergicznego nieżytu nosa nie ma. Któregoś jednak dnia mój Mąż obudził się z katarem i nijak nie można tego było dopasować do alergii sezonowej. Pochodziłam z tym parę dni, obserwując kolejne zużyte kartoniki chusteczek i leków antyhistaminowych a także kropli do nosa. I nic nie wymyśliłam. Wysprzątałam do czysta po kolei każdy kawałek mieszkania. A Mąż jak katar miał, tak miał. Lekarz zalecił zmianę leków antyalergicznych, potwierdzając diagnozę, że jest to katar typowo alergiczny, człowiek nie rozstawał się z chusteczkami, a ja nadal nie wymyśliłam co jeszcze zrobić, żeby wytropić alergen. I nagle w czasie kolejnego generalnego sprzątania spojrzałam pod ramę łóżka i oczom nie mogłam uwierzyć. W naszym pokrowcu, „stareńkim jak świat” ( bo kto pamięta pokrowce Instytutu Włókiennictwa w Łodzi?) zrobiła się dziura. Mechaniczne przerwanie materiału o ramę łóżka. Okno dla roztoczy. W trybie pilnym zakupiłam nowy pokrowiec antyroztoczowy i nic nie mówiąc Mężowi założyłam na nasz materac (chciałam uniknąć efektu placebo). Po trzech dniach katar zniknął. A mój Mąż, siedząc przy śniadaniu, powiedział: wiesz katar mi przeszedł, jak ręką odjął. Tak więc na pytanie, czy to faktycznie działa, odpowiadam, oczywiście, że działa, tylko trzeba dokładnie obejrzeć ramę łóżka, żeby się na taki pokrowiec nie uszkodził. Bo wtedy nie działa wcale.
Tu zwrócić należy jeszcze uwagę na pewne sąsiedztwo domowe, ale potraktujcie to w formie anegdoty. Nie wyrzucajcie z domu kosarzy, większych pajęczaków na długich nogach, które lubią przebywać w naszych łazienkach, kuchniach i innych pomieszczeniach. Jeżeli nikt na ich widok nie doznaje uczucia obrzydzenia, to warto przytulić takiego pajęczaka w kącie domu, bo pracowicie zjada roztocza. Jak najlepszy odkurzacz, tylko na mniejsza skalę. Kochajmy zatem kosarze.
Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania dotyczące profilaktyki antyroztoczowej piszcie do nas na kontakt@zawszeokrokprzedastma.org. Będzie to dla nas inspiracja do kolejnych artykułów. A poza tym życzę Wam dobrej jesieni bez alergicznych roztoczowych problemów.
Serdecznie pozdrawiam
Justyna Mroczek-Żal
Prezes Fundacji