Wszystkich, których zainteresował tytuł felietonu uprzejmie informuję, że pozwoliłam sobie na zabieg czysto marketingowy, ponieważ postanowiłam kontrowersyjnym hasłem ściągnąć uwagę potencjalnego czytelnika. Bardzo przepraszam za ten wybieg, ale temat, o którym chcę napisać jest bardzo ważny dla wszystkich osób przewlekle chorych.
Ruszyła społeczna kampania „Internet nie leczy”. Z informacji umieszczonych na stronie projektu (www.internetnieleczy.pl – przypis z 2018 roku – strona już nie funkcjonuje, kampania była prowadzona w 2015 r. – przekaz nadal aktualny) wynika, że celem jest uświadomienie użytkownikom Internetu konieczności weryfikacji informacji znalezionych w sieci u lekarzy specjalistów. Intencją projektu jest również zwrócenie uwagi internautów na jakość wirtualnych porad i wiarygodność ich źródeł. Autorzy podkreślają, że ideą akcji NIE JEST zniechęcanie internautów do szybkiego zdobywania wiedzy, ale fakt konieczności jej sprawdzenia w realnym gabinecie lekarskim.
Kampania społeczna trafiła akurat na moment, kiedy zabierałam się do rozprawienia się z pewnym nurtem dyskusyjnym, który sobie świetnie w Internecie radzi, co może być powodem pogorszenia stanu zdrowia osób przewlekle chorych, a czasem wręcz zagrożenia ich życia. Mowa tu o powszechnym namawianiu osób chorych do odstawienia leków, zapisanych przez lekarza specjalistę. Hasło „odstaw sterydy, to trucizna, chemia, lekarze zapisują te leki, bo są na usługach koncernów farmaceutycznych”, pojawia się w internecie równie często jak grzyby po deszczu. Wystarczy poczytać wpisy na jakimkolwiek forum internetowym lub komentarze pod merytorycznymi artykułami na temat zdrowia, żeby dowiedzieć się wielu „ciekawych” rzeczy na temat niedouczenia lekarzy, poznać wszystkie dostępne aktualnie spiskowe teorie wpływu koncernów farmaceutycznych na liczbę wystawianych recept na leki. Mnie konkretnie interesuje to zjawisko w kontekście leków sterydowych, które w internecie mają swoją złą sławę.
Kiedy czytam o konieczności odstawienia sterydów, to po pierwsze zastanawiam się, co autor miał na myśli? W większość przypadków, po nawet powierzchownym zapoznaniu się z bełkotliwą wypowiedzią autora, której poziom merytoryczny pozostawia wiele do życzenia, dochodzę do wniosku, że nie czytam o glikokortykosteroidach, które są stosowane jako leki przeciwzapalne m.in. w alergii i astmie, ale o sterydach anabolicznych, wykorzystywanych w dopingu wydolnościowym organizmu. Taka sama uwaga dotyczy stosowania leków na skórę w celu ograniczenia procesu zapalnego. Pomijam także fakt, że do tego samego worka z „ostrą chemią” wrzuca się leki antyhistaminowe, bo …. nic nie dają. To przykład argumentu z tzw. kapelusza, nikt nie wie, jaki królik wyskoczy tym razem. Za tego rodzaju wpisami nie kryje się absolutnie żadna wartość merytoryczna, są jedynie źródłem frustracji dla osób czytających. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości w zakresie skutków leku na organizm, długofalowych skutków używania leków a także możliwych skutków ubocznych powinniśmy się konsultować jedynie z lekarzem prowadzącym, którego wykształcenie i doświadczenie mają gwarantować nam bezpieczne używanie leków. To lekarz, a nie anonimowa osoba z internetu powinna nas poinstruować jak używać przepisanych leków.
Na uwagę zasługuje jeszcze jeden aspekt sprawy. W idealnym świecie nie musiałabym pisać o wydźwięku moralnym, który się wiąże z dezinformowaniem potencjalnych czytelników w sprawach związanych ze zdrowiem. Osoby chore często przerażone diagnozą, zaglądają jednak właśnie do internetu, bo chcą się jak najszybciej przekonać, czy mogą normalnie żyć, albo nie wiedzą jak mogą jeszcze pomóc swojemu choremu dziecku. Szukają wsparcia i empatii. Ten lęk o zdrowie swoje lub najbliższych jest przyczyną tego, że czasem nie potrafią racjonalnie zweryfikować rewelacji, które ktoś w internecie zamieści, nie biorąc całkowicie żadnej odpowiedzialności za swoje działania. Oczywiście można stwierdzić, że nie trzeba czytać, ale potrzeba uzyskania dodatkowych informacji bywa duża, a na kolejną wizytę u specjalisty czeka się czasem bardzo długo. Czasem przeglądam niektóre fora i wyłapuję takie wpisy, siejące lęk i je w odpowiedni sposób komentuję, jako przedstawiciel Fundacji. Wiem, że moje działania to kropla w morzu, ale jest to więcej, niż gdyby naszego działania nie było wcale. Znalezienie autorów takich niemerytorycznych postów po adresie IP nie powinno być specjalnie trudne, ale rzeczywistość mamy taką, że nie sposób kontrolować ani karać takich osób, stąd potrzeba edukacji, w którą jestem osobiście zaangażowana.
Sterydom, zatem mówimy NIE przekornie, bo nie zgadzam się na niczym nieuzasadnione zarażanie lękiem i frustracją chorych ludzi i ich rodzin. Zgadzam się z wszystkimi postulatami kampanii społecznej „Internet nie leczy”. Nasza Fundacja zajmuje się edukowaniem w zakresie profilaktyki zdrowotnej i prowadzenia zdrowego, aktywnego życia dla pacjentów z alergią i astmą oraz ich rodzin. Każdy z nas może się przeciwstawić wyżej przedstawionemu sposobowi wprowadzania w błąd osób przewlekle chorych. Każdy głos się liczy, Twój też.
Justyna Mroczek-Żal
Prezes Fundacji